namysłu — znużyłby cię tylko niepotrzebnie — mówiła Jowita, idąc ku drzwiom, w których ukazał jej się mężczyzna wysokiego wzrostu, w eleganckim ubraniu gentlemana.
— Czy tutaj mieszka panna Helena Nałęcz? — zapytał.
— Tak jest, tutaj.
— Może zechce mi poświęcić krótką chwilę rozmowy?
— Właściwie nie wiem — rzekła Amerykanka z wahaniem — Panna Nałęcz przechodziła niedawno dość ciężką chorobę i...
— O wiem, wiem o tem. Ale czyżby nie była jeszcze zupełnie zdrową?
— Przeciwnie, czuje się już jak najlepiej, czego dowodem, że jutro zamierzamy wyjechać.
— A!... więc to zapewne z panną Foley mam przyjemność rozmawiać?
— Tak jest, i możebym też mogła zastąpić tu pannę Nałęcz?
— Wolałbym ją osobiście poznać — odpowiedział nieznajomy.
— W takim razie, zechce pan powiedzieć w jakim interesie.
— Jak najchętniej! Nie mam zamiaru ukrywania rzeczywistego celu mej wizyty. Oto zdecydowany jestem stawić znaczną sumę na piątą partnerkę, i pani pojmuje, że wpierw chciałbym...
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/261
Ta strona została przepisana.
— 249 —