A był on członkiem swego klubu nie dla formy tylko, lecz jednym z najgorliwszych jego uczestników, przepędzając mianowicie szereg lat ostatnich więcej w gmachu przy Mohawk Str. aniżeli we własnym pałacu,
Tam przyjmował on całodzienny swój posiłek, tam najmilszy znajdował wypoczynek i najprzyjemniejszą rozrywkę w grze, lecz nie w domino, ani w trik—trak, ani nawet w karty. Nic zajmował go baccar, lansquenet, lub poker, a tym mniej whist lub écarté, albo tak wielce ulubiony obecnie u nas wint. Dla niego istniała jedna tylko gra, którą on sam wprowadził do klubu, gra szlachetna, jeszcze podobno przez starożytnych Greków uprawiana: „gra gęsi”.
Prawie trudnem jest do uwierzenia, jak się William I. Hypperbone do gry tej zapalał, ile wzruszeń doznawał w owem przeskakiwaniu z jednej przedziałki w drugą, zależnie od kaprysu rzucanych kostek, gdy wypadło przechadzać się po „Moście”, lub w „Porcie“ zatrzymać w „Hotelu“, błądzić po „Labiryncie”, wpaść do „Studni”, znaleźć się zamknięty w „Więzieniu“, potknąć się o „Trupią czaszkę”, odwiedzać działki: „Marynarza”, „Rybaka“, „Jelenia“, „Węża“, „Słońca“, „Lwa“, „Królika“ i t. d., zanim dostał się ku największemu swemu uszczęśliwieniu, do ostatniej przedziałki, stanowiącej o wygranej.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/27
Ta strona została przepisana.
— 21 —