Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/271

Ta strona została przepisana.
— 259 —

nik“ jest to główna siedziba wychodźtwa germańskiego.
— Lecz i moich rodaków nie brak tu również jak się zdaje. Gdzież ich wszakże niema — dodała Polka i zamyśliła się smutnie. Widocznie myśli jej odbiegły w tej chwili daleko za morza, do wspomnień z lat dziecinnych.
Amerykanka tymczasem spojrzała na zegarek:
— Teraz trzeba już nam śpieszyć po naszą depeszę — zawołała. — Patrz właśnie w tę stronę jedzie tramwaj, siadajmy!
Jeszcze kilka minut brakowało do dwunastej, gdy piąte partnerki wchodziły do głównego zarządu poczt i telegrafów, i Jowita pytała urzędnika o depeszę z Chicago dla Heleny Nałęcz.
— Właśnie przed chwilą przybyła — rzekł zagadnięty z widocznem zadowoleniem — i uważam się za szczęśliwego, iż mogę ją pani doręczyć.
Helena przedstawiła swą legitymacyę, poczem ujęła podany sobie papier.
— Daj mnie go lepiej, daj — zawołała Jowita tak powoli otwierasz, a mnie ciekawość wprost pali...
Drżącemi ze wzruszenia rękoma rozdarła kopertę, czytając słowa: