Ta strona została przepisana.
Przygody komodora Urricana
Gdy o godzinie ósmej rano, jedenastego maja, komodor Urrican otrzymał rezultat rzuconych dla siebie kości, już o kwadrans na dziesiątą opuścił Chicago.
Jak więc widzimy, nie tracił czasu na próżno, i tracić go nie powinien, jeżeli tylko miał zamiar ubiegać się o wygraną.
— A co, czyż nie miałem słuszności, utrzymując, że będziesz pan faworyzowany przez los?... Jakiż świetny początek! Ho, ho, ile to czasu potrzebaby teraz tamtym drugim, aby się tak daleko dostali! Zaprawdę, jest czego panu powinszować — mówił przy wyjściu z Auditoryum barczysty jegomość, będący niejako przywódcą partyi przyjaznej komodorowi.
— Niepotrzebnie się pan fatygujesz i obciążasz mnie swemi powinszowaniami — odparł Urrican szorstko. — Zbyt daleką mam dro-