i wsi złączonych drogami żelaznemi, szósty partner nie namyślałby się pewnie ani chwili co do wyboru drogi. Ale puścić się lądem z Punta Gorda do przylądka Sable — nie, na to trzeba szczególnej odwagi i zamiłowania turysty. Mimo wszystkiego, czas jednak nie zatrzymał się w biegu i za sześć dni miał już komodor znajdować się w Key-West. Co więc począć, gdzie znaleźć radę w tak gwałtownej potrzebie!
Gryząc palce ze złości, chodził właśnie Urrican dnia tego wczesnym rankiem po wybrzeżu, gdy zbliżył się ku niemu jeden z właścicieli owych małych żaglowców, czynnych w niedalekich odstępach u wybrzeży Florydy.
Mały ten niby kapitan, pochodzenia wpół hiszpańskiego, pozdrowiwszy go na sposób wojskowy, zapytał:
— I pan komodor jeszcze nie znalazł przeprawy dla siebie?
— Nie mam dotychczas nic, — i gdybyś się o czemś odpowiednim dowiedział, dostaniesz dziesięć piastrów.
— Ja już wiem o jednym statku.
— Mówże, który?
— Mój własny...
— Twój?
— Tak jest. Moja Chicola jest dwumasztowcem, robiącym przy dobrych warunkach sześć
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/287
Ta strona została przepisana.
— 275 —