— Kupię ten twój statek...
— Chicola nie jest do sprzedania.
— Każdy statek może być do sprzedania, za dobrą cenę.
— To ileż pan daje?
— Dwa tysiące piastów[1].
— Hm... hm... — mruknął Huelkar, olśniony tak wysoką ceną.
— Płacę ci podwójnie, uważ to sobie! Jeden tysiąc za kadłub statku, drugi za twój własny...
— Kiedy otrzymam pieniądze?
— Z przybyciem do Key-Westu dam ci czek na bank, zaraz płatny.
— Niechże będzie... Zgadzam się!...
— Więc nie trać czasu! Naprzód!
Teraz Turk ujął ster dwumasztowca i choć bałwany rzucały nim jak piłką, i co chwila zalewały wodą, tak, iż ją trzeba było, z obawy zatonięcia ciągle odlewać, dzięki jednak zręczności i wytrwałości marynarzy, a więcej jeszcze przyjaznej zmianie kierunku wiatru, Chicola posunęła się trochę ku południowi.
Cóż kiedy znów nowa znalazła się przeciwność. Z nadejściem nocy mgła zaciemniająca już poprzednio widnokrąg, stała się tak gęstą, że o parę kroków nic już widać nie by-
- ↑ Piastr równa się 12-tu groszom.