w te strony jaka łódź rybacka, której właściciel zgodzi się odwieść go na wyspę.
Wielkie serce Turka cierpiało niewymownie w tem nieszczęściu. Oczywiście, myślał on już jedynie o uratowaniu życia komodora, bo dalszy ciąg gry i wygranie milionów Hypperbona uważał za niepowrotnie stracone. Jeżeli wszakże ranny wróci do zdrowia, jakże strasznie będzie się martwił tak nieprzyjaznym sobie losem!
Było już około dziesiątej, gdy marynarz z Chicoli stojący na straży na jednej z najwyższych skał, zawołał z radością:
— Łódź, łódź na morzu!...
Na tę wiadomość, rozpogodziły się oblicza wszystkich, nawet Turk zerwał się spiesznie od swego pana, aby pomagać drugim w przywoływaniu rybaka, a skoro ten z łodzią swą przybył, złożono w niej przedewszystkiem zawsze jeszcze nieprzytomnego Urricana, poczem reszta rozbitków umieściła się jak mogła i ruszono w stronę Key-Westu.
— A więc jeszcze nie wszystko stracone, jeszcze może uratować go zdołam — pocieszał się Turk przez czas przeprawy...
Pędzona przyjaznym wiatrem łódź, przebyła szybko przestrzeń cztero-milową i już o kwadrans na dwunastą zatrzymała się w porcie.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/300
Ta strona została przepisana.
— 286 —