Z tą myślą, w braku lektyki, o którą starać się nie było czasu, złożył Turk ciągle nieprzytomnego komodora na prostych noszach i w utoczeniu coraz liczniejszych tłumów sam pomagał w niesieniu podziwiany przez wielu, niezrozumiany przez innych.
Jakież było zdziwienie urzędników pocztowych, gdy ujrzeli wchodzący do ich gmachu ten kondukt żałobny. Czyżby zaszła szczególna pomyłka i zamiast do kaplicy pogrzebowej wprowadzano tam ciało jakiegoś nieboszczyka?
Gdy się wszakże dowiedzieli, że był to jeden z partnerów gry Hypperbona, wprawdzie ciężko ranny, lecz żywy jeszcze, zdziwienie ich zmieniło się w szczere zainteresowanie.
Turk nie tracąc czasu zbliżył się do okienka.
— Czy jest depesza dla komodora Urricana? — zapytał.
— Nie dostaliśmy jej jeszcze — brzmiała odpowiedź.
— A więc zechciejcie panowie zaświadczyć piśmiennie, że komodor jest tu obecny, nawet przed jej nadejściem.
Urzędnik chętnie spełnił to życzenie i akt został spisany wobec licznych świadków, lecz, że brakowało już tylko piętnastu minut do dwunastej, Turk za radą urzędników zgodził się poczekać, aż mu depesza doręczoną zostanie.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/303
Ta strona została przepisana.
— 289 —