był jak Kymbale spragnionym dalekich podróży.
Przez kilka dni następnych po ciągnieniu, najciekawsi z mieszkańców Chicago, a było ich bardzo dużo, podążali na centralny dworzec ilokrotnie odchodził pociąg do stolicy Stanu Wisconsin, zawsze w nadziei, że tajemniczy siódmy partner gry Hypperbona zdradzi się czemśkolwiek wśród innych podróżnych. Zawiedli się jednak najzupełniej.
Wprawdzie raz, w chwili odjazdu pociągu, jakiś jegomość z dość oryginalną powierzchownością zwrócił ich uwagę, ale szczere jego zdumienie na wyprawioną sobie owacyę było niezawodnym dowodem pomyłki.
Oczywiście rejent Tornbrock niepokojony też był nieustannie pytaniami.
— Jeżeli kto na świecie, to pan przedewszystkiem musisz coś wiedzieć o nim — badał ktoś z mniej ustępnych.
— Mylisz się pan, nic nie wiem...
— Jakto! Nie widziałeś go pan, nie znasz go zupełnie?
— Nie znam. A gdybym nawet znał, prawdopodobnie nie miałbym prawa zdradzenia jego incognita.
— Jednak nie obce musi być panu miejsce jego zamieszkania, skoro mogłeś go zawiadomić o rezultacie gry.
— O niczem go nie zawiadamiałem i nie
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/306
Ta strona została przepisana.
— 292 —