Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/308

Ta strona została przepisana.
— 294 —

znowu zainteresowanie wzmagało się ciągle, bo jeśli Amerykanie przepadają w ogóle za niezwykłością to sport zakładowy i połączony z nim hazard pociąga ich przedewszystkiem.
Więc też coraz to liczniejsze powstawały biura, przyjmujące wpisy od najdrobniejszych do najwyższych sum, a wysyłani z nich agenci werbowali mniej chętnych. I to nietylko Chicago, nietylko większe miasta, ale i małe miasteczka Stanów Zjednoczonych stały się widownią owych zapasów z fortuną. Mało tego, cała Ameryka wzięła niebawem w nich udział, a w końcu chorobliwa ta gorączka przewędrowała nawet za morza: do Europy, Azyi, Afryki i Australii.
I okazało się, że jeżeli zmarły Hypperbone wiódł żywot nazbyt może cichy i nieznany, to ruchem, wrzawą i zamieszaniem jakie obudził nadługo po swej śmierci, zasłużył stanowczo na wdzięczność i uznanie swoich kolegów z „Klubu Dziwaków“.
Któryż wszakże z siedmiu mógł być uważanym dotąd za najszczęśliwszego w owym wyścigu nowego rodzaju, jakim była gra ta niezwykła.
Zdanie w tym względzie było różne.
Wprawdzie Kymbale umiał najwięcej zająć publiczność, przypominając się jej ciągle swemi artykułami, nadsyłanemi do „Trybuny“ ale dotychczas nie przodował innym, tak samo