Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/322

Ta strona została przepisana.
— 306 —

jest bodaj dostateczną, aby gwiazda jego zajaśniała obok innych na błękitnej tarczy herbu państwa.
Maks Rèal zachował w Cheyenne, tak jak w całej swej dotychczasowej podróży, ścisłe incognito; a że nikt nie spodziewał się go tu tak wcześnie, więc unikał bez trudu uroczystych przyjęć i sutych, a niezdrowych obiadów, któremi entuzyastyczna publiczność, zechciałaby niezawodnie ugościć swego wyjątkowego gościa, a w których wzięłyby też udział kobiety. Równouprawnienie bowiem płci pięknej stanęło tu już na tym punkcie, że przyznano jej prawo głosowania do wyborów parlamentarnych.
Gdyby artysta rozporządzał dowolnie czasem, byłby najchętniej wybrał się do Parku Narodowego pieszo lub końmi, aby miał swobodę zatrzymania się gdziekolwiek zechce, czy to dla poznania uroczych zakątków obszernej kotliny Laramie Ranges, której gliniasty grunt niegdyś, wedle zdania geologów, dno olbrzymiego jeziora, zdobi dziś bujna roślinność traw i lasów spowita wstęgami bystrych dopływów Columbii, czy też owych cudownych wyżyn Union Peak, Hayde Peak i ponurego Ouragans z Wide Water Mountains, który dał zapewne początek nazwie sławnemu z burz Oregon.
I co by to była za rozkosz dla poetycznej natury Maksa, gdy nie czuł się niczem skrę-