W tej myśli przedziera się przez tłumy, ciągnąc olbrzyma za sobą.
Ale oto miejsce, do którego dąży, już zajęte, a tłum wydaje okrzyk wielkiego podziwu. Cóż tam takiego?
To wieprz, to wieprz potwornych wymiarów, niebywałej wagi tysiąca dziewięćset pięćdziesięciu czterech funtów, wstrętne, brzydkie swą tłustością zwierzę, z tułowiem wspartym na króciutkich nogach, z ryjem w górę zadartym, z długiemi kłapouchami.
I ten to właśnie okaz gruboskórny przybył tu z Teksasu, jego to przyjazd do Cincinati głosiły wspaniałe afisze, on, a nie kto inny, zajmował wyłącznie uwagę publiczności — jego teraz wśród grzmotu oklasków przedstawia szczęśliwy właściciel!...
Obok takiej gwiazdy zgasnąć oczywiście musiała gwiazda Toma Crabba!... O pierwszą nagrodę konkursu na Spring-Grove dla tego potwornego okazu dopominają się wszyscy obecni.
John Milner widzi, że niema tu co dłużej robić, że jego pupil podziwiany wszędzie, nie zdobędzie tu w obecnej chwili żadnego uznania. Więc zły i kwaśny, klnąc w duchu czworonogiego rywala, wraca z Crabbem do hotelu, aby w samotności przetrawić gorzki zawód, jakiego doznał.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/347
Ta strona została przepisana.
— 331 —