Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/372

Ta strona została przepisana.
— 356 —

trzy tysiące wobec sześćdziesięciu milionów, które mieć możemy.
Ale Herman i na takie przedstawienie położenia, nie wyrzekł słowa zgody. Wreszcie już nad wieczorem o ósmej godzinie, pan Inglis kazał, podług wszelkich form dobrego tonu, oznajmić swą wizytę.
— Wszakże to jutro ważny dzień dla pana — rzekł wchodząc — więc sądzę, że pragnąłbyś już dzisiaj być w mieście.
— A któż mi w tem przeszkadza, jeśli nie ty, niegodziwcze — zawołał Titbury.
— Przedewszystkiem miarkuj pan swe słowa, a potem ja przecie nie żądam nic więcej nad uregulowanie rachunku, drobnego rachuneczku... trzech tysięcy dolarów.
— Oto są pieniądze, które nam wydzierasz — rzekła pani Titbury, podając zwój banknotów odebrany z rąk męża, drżącego z wewnętrznej walki.
Jakby załatwiony interes był najuczciwszy, opryszek przeliczył pieniądze, a gdy znalazł wszystko w porządku, rzekł tonem bardzo uprzejmym.
— Sądzę, że pokwitowanie nie jest wymagane; rachunki me prowadzę z wielką akuratności i nie zaniedbam wciągnąć tego do książki. A teraz wraz z życzeniem dobrej nocy, proszę przyjąć i drugie: wygrania milionów Hypperbona. Zegnam państwa.