— Cóż to, kpiny pan sobie ze mnie stroisz!... — wykrzyknął.
— Możesz pan przyjąć słowa moje, jak sam zechcesz.
— A więc przyjmuję je źle — i za obrazę żądam zadosyćuczynienia.
— I owszem, choćby w tej chwili...
— W tej chwili nie mam czasu — krzyknął w najwyższej złości komodor.
— To go pan poszukaj...
— Teraz poszukam miejsca w pociągu, którego pominąć nie mogę.
Rzeczywiście, pociąg stał już gotowy do odjazdu. Lokomotywa syczała, wyrzucając kłęby dymu i pary. Naraz dano sygnał odjazdu. Korzystając z ostatniej sekundy wskakuje Urrican do pierwszego z brzegu wagonu, woła wszakże jeszcze z platformy:
— Otrzymasz wieści o mnie, mój panie dziennikarzu, bądź pewny, że otrzymasz...
— Kiedy?...
— Dziś wieczorem, w Europejskim hotelu.
— Czekam — odpowiedział czwarty partner. Zaledwie jednak pociąg ruszył, dodał: — A toż się omylił ten szaleniec! wsiadł do pociągu, który powiezie go w przeciwną stronę Omahy... No, ale to jego sprawa nie moja. Co do mnie, bodaj muszę tu zaczekać do wie-
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/386
Ta strona została przepisana.
— 370 —