Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/402

Ta strona została przepisana.
— 384 —

— Kiedy już sama zechcesz, bo widzę, że ci znowu ustąpić muszę.
— Jesteś nieoceniona, Helu, dziękuję ci!.. Zatem jutro, czy dobrze?
— Niechże będzie jutro. Tylko pierwej należy nam złożyć wizytę panom Marshall i Field.
— Masz słuszność, trzeba nam być tam koniecznie zaraz, a potem przespać się i jazda! O, jak ja się cieszę, jak się cieszę!... — wołała Jowita, skacząc z radości.
Wizyta w magazynie pp. Marshall i Field zostawiła obu tym paniom jak najmilsze wrażenie. Powitano je serdecznie, a zarówno sami pryncypałowie, jak wszyscy ich współpracownicy, składali piątej partnerce powinszowania i życzenia, zachęcając zarazem do wytrwania.
Nazajutrz wczesnym rankiem, tak jak chciała Jowita, wyruszyły pociągiem kuryerskim przez ziemie Illinois do Danville, na zachodniej granicy Indyany, skąd już w południowych godzinach zatrzymały się w Indianapolis, stolicy tego Stanu, ze stutysięczną ludnością.
Gdyby Kymbale znajdował się na ich miejscu, byłby niezawodnie starał się zwiedzić szczegółowo ziemię, na której już w przeszłym wieku wytępiono doszczętnie krajowców, i gdzie pierwsi koloniści francuscy założyli kilka osad,