grota ta robi wrażenie jakiejś przepięknej świątyni ze swemi stalaktytami i stalagmitami, które łączą w dość regularnych liniach sklepienie z podstawą, niby dłutem mistrza obrobione kolumny. Nie brak tam i ołtarzy o delikatnych rzeźbach i ozdobach, ani chóru z olbrzymiemi organami, ani nawet kazalnicy zawieszonej u bocznej ściany. A wszystko tak imponująco wielkie, tak bogate, że tylko potężna, niezmordowana w swej pracy natura, mogła stworzyć to dzieło, w porównaniu z którem drobną i kruchą tylko zabawką są wszelkie dzieła rąk ludzkich.
Podziw też i zachwyt był ogólny wśród zwiedzających.
— Czy żałujesz teraz tej podróży, Helu? — zapytała Jowita cichym szeptem, jakby lękała się zakłócić spokój rzeczywistego domu Bożego.
— Żałować!... Ależ to jest wprost cudowne, co się tu widzi — odpowiedziała z uniesieniem Helena — Lecz coby się z nami stało gdybyśmy tu zabłądzili! Aż mię mimowoli strach ogarnia!
— Gdybyśmy zabłądziły i nie zdążyły po odbiór telegramu Tornbrocka... O, niechże nas Bóg chroni!...
Tymczasem przewodnicy ruszyli dalej, więc wszyscy pospieszyli za nimi.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/410
Ta strona została przepisana.
— 392 —