dotychczas nigdy jeszcze się nie zdobył, czem pana swego sprowadził nieco do równowagi.
Uniesienie to wszakże można było tym razem wybaczyć gwałtownemu Urricanowi, którego miłość własna była podrażniona. Jakże to on, on komodor ma odstąpić od gry, jego sztandar oranżowy ma pochylić się przed sztandarami jego rywali! Nie, nigdy, raczej śmierć, aniżeli takie upokorzenie!
Lecz, jak po burzy w przyrodzie, zawsze jasne zabłyśnie słońce, tak i po przeciwnościach w życiu przychodzą chwile powodzenia.
Tegoż dnia jeszcze przed wieczorem, nadjechał do Key-West wielki okręt kupiecki, który po parogodzinnem zatrzymaniu się, śpieszył do Mobile. Kapitan jego nietylko chętnie zabrał Urricana i Turka, lecz uważał nawet za pewien zaszczyt dla siebie, iż mógł dogodzić partnerowi przesławnej gry, a że statek był o wielkiej sile pary i pogoda sprzyjała, więc już nocą 27-go przybył komodor szczęśliwie do Mobile, skąd bez straty czasu popędził pierwszym zaraz pociągiem do Saint-Louis.
Tu zaszły znane nam już z podróży Kymbala wypadki, które na szczęście pozostały bez złych następstw. Po zamianie wystrzału z dziennikarzem, jechał Urrican już dalej spokojnie nie poznany i nie witany przez nikogo; minął Topeka, Ogden do Keeler, skąd do Death Valley czyli Doliny Śmierci, gdzie mu los być
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/422
Ta strona została przepisana.
— 404 —