modor i skreśliwszy dokument stwierdzający jego tu obecność dnia 3-go czerwca, złożył go z podpisami Turka i obu mechaników, jako świadków, pod wielkim odłamem skalnym. A po dopełnieniu tej koniecznej, zdaniem jego formalności, przerwał wreszcie długotrwałe swe milczenie, wypowiadając to jedno słowo:
— Jedźmy!...
Bo i po cóż miałby zatrzymać się tam dłużej? Czas na chyżych ulatywał skrzydłach, a powrotna podróż była daleka... Więc potoczył się samochód po tej samej drodze, którą tam podążał, przez północną stronę pustyni Mohaws, przez wąwozy między górami Newada, i dalej, coraz dalej, aż stanął w Keeler 5-go czerwca o 11 godzinie z rana, po przebyciu dwustu mil tam i drugich dwustu z powrotem, bez chwilowego spoczynku.
Po zwięzłych słowach podziękowania i doręczeniu sowitej nagrody mechanikowi, zwrócił się komodor do Turka z rozkazem:
— Jedźmy! A ponieważ pociąg przez niego zamówiony i opłacony stał już na linii, więc niezwłocznie podszedł do maszynisty, aby mu powtórzyć ten sam krótki rozkaz:
— Jedźmy!...
W parę minut potem rozległ się świst, buchnęła para i expres potoczył się po relsach, unosząc z szaloną szybkością piątego partnera i jego towarzysza przez ziemie Unii z zachodu
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/428
Ta strona została przepisana.
— 410 —