Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/431

Ta strona została przepisana.
— 413 —

czerwca, więc zdecydowałem się spędzić w domu tych kilka dni wolnych.
— Dobre z ciebie dziecko... O, jakżebym pragnęła, żeby się ta gra już zakończyła.
— A ja!...
— Ale zakończyła na twoją korzyść...
— Naturalnie, i jestem tego tak pewny, jakbym już trzymał w ręku miliony naszego Hypperbona — rzekł Maks z wesołym śmiechem.
— Ty zawsze tylko żartujesz, a ja mówię seryo. Ale siadaj, zaraz nam podadzą gorące śniadanie. Głodny jesteś pewnie?
— Jak wilk z lasu! Jadę prosto ze stanu Wyoming, gdzie otrzymałem depeszę Tornbrocka. Prawda, że wcale nie zły jest dla mnie ten ostatni rzut kości. Punktów ośm dodanych do poprzednich dwudziestu ośmiu, to Stan Illinois, więc podwajam je, i otrzymuję czterdziestą czwartą przedziałkę, to znaczy Stan Wirginii, miasto Richemond. Ale ja ci to powtarzam, co niezawodnie znane ci już z gazet.
— Niemniej jest mi przyjemnie posłyszeć teraz jeszcze z ust twoich. A więc masz kilka dni wolnych?...
— Do 12-go czerwca, i czas ten zamierzam spożytkować na wykończenie dwóch płócien, do których staranniejsze przygotowałem szkice; jeden widok z okolic Fort-Riley, drugi z Parku Narodowego.