Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/45

Ta strona została przepisana.
— 39 —

kiej potrzebie. A jakim okazywał się on niezrównanym towarzyszem, jak cennym przyjacielem — o tem najlepiej wiedzą członkowie klubu, któremu prawie wyłącznie ostatnie lata swego życia poświęcił.
— Był to — zapewniał w końcu szanowny mówca — umysł niepowszedni, mający wszelkie dane do wyróżnienia się w swem społeczeństwie, umysł z tych, jakie należycie oceniać zwykliśmy dopiero, gdy go już nie stanie! To też jakże boleśnie da nam się odczuć brak jego!... A jeśli już obecna ceremonia, w której niemal całe miasto wzięło udział, wymownem jest świadectwem popularności, jaką sobie zyskał, to któż przewidzieć zdoła, jakie jeszcze warunki przekaże testamentem swym domniemanym spadkobiercom? Kto wie, czy nie poczyni tam zastrzeżeń, zdolnych wprowadzić w podziw mieszkańców obu części Ameryki, co równa się prawie wszystkim innym częściom świata!
Za te słowa, które długoletnia przyjaźń ze zmarłym podyktowała prezydentowi „Klubu Dziwaków“, zgromadzona publiczność dziękowała szmerem uznania, wzmagającym się niby szum wiatru wśród konarów dębowego lasu.
Tym, którzy zajmując dalsze miejsca, wszystkiego dosłyszeć nie mogli, bliżej stojący powtarzali ciekawsze ustępy, bo żaden z ucze-