Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/465

Ta strona została przepisana.
— 445 —

Lecz posłyszane dowcipy i szyderstwa Titburowie me brali do serca, najważniejszą dla nich teraz rzeczą wyrok gry, i tego oczekują z niepokojem.
Niestety, otrzymany telegram, przyniósł wieść jak najgorszą. Wprawdzie punktów było pięć, które dodane do czterech poprzednich, dawały przedziałkę dziewiątą, to znaczy Stan Illinois — zatem prawo podwojenia, czyli przedziałka czternasta — znowu Illinois, a więc po raz drugi zdwojone pięć przedstawiało razem punktów dziewiętnaście. I tu właśnie całe nieszczęście, bo liczbą tą zaznaczył zmarły dziwak Stan Louiziany z miastem Nowy Orlean, a wiadomą jest rzeczą, że tam znajduje się nieszczęsny „Hotel“.
Blizcy rozpaczy, z myślami w nieładzie jak po uderzeniu obuchem, wrócili Titburowie do swej stancyi.
— Louiziana... Nowy Orlean... Hotel!... — lamentował pan Herman. — Oh, pocóż lecieliśmy dotychczas niby szaleni!...
— I pojedziemy jeszcze — odparła pani Katarzyna z wielką pewnością w głosie.
— Co? co gadasz?
— Mówię, że pojedziemy do Louiziany.
— Oszalałaś chyba! Toż to droga co najmniej tysiąca trzystu mil! — zastanów się kobieto, czy to podobna?