Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/466

Ta strona została przepisana.
— 446 —

— Mniejsza o to ile tam mil, przejedziemy je zawsze.
— Ależ w hotelu trzeba opłacić karę, cały tysiąc dolarów...
— Zapłacimy, gdy trzeba.
— I czterdzieści dni musielibyśmy tam czekać, nie grając nawet wcale.
— To poczekamy.
— Przecie wiesz, że nie mamy pieniędzy!
— Zaraz każemy przysłać ile potrzeba.
— Ja nie chcę!...
— Ale ja chcę!...
Jak widzimy, pani Katarzyna znalazła odpowiedź na wszystko i na wszystko zdecydowaną była, jak ów nieszczęśliwy gracz, który zapala się w hazardzie tem silniej, im więcej przegrywa.
Wobec tak stanowczego zdania wszelki opór byłby próżny; uznał to pan Herman i zamilkł potulnie, chociaż z przerażeniem patrzał na tę równie kosztowną, jak daleką podróż, a co najgorsze, przymusowy, długi pobyt w Nowym Orleanie, mieście znanem z drożyzny.
— Zresztą — rzekła pani Katarzyna — alboż to już nieodwołalnie mamy tam przesiedzieć tak długo? Może przecież który z partnerów zostanie tymczasem również tam wysłany, a w takim razie my pójdziemy na jego poprzednie miejsce.