Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/467

Ta strona została przepisana.
— 447 —

Tak jest, mogłoby to nastąpić, gdyby trzeci partner choć trochę miał szczęścia. Ale czy je będzie miał, to tajemnica przyszłości.
— Jeszcze na domiar złego — skarżył się dalej zafukany małżonek — nie wolno nam zamieszkać, gdzieby się nam podobało; telegram wyraźnie przeznacza nam jakiś hotel Excelsior, a któż wie co to za hotel, może jaki wspaniały i drogi...
— Jakim będzie, do takiego zajedziemy, i basta — rzekła z mocą energiczna niewiasta, chociaż kto pojmie, jakie tortury znosiła sama na myśl o utraconych już pieniądzach i tych, które jeszcze wydać będzie zmuszoną.
Jakkolwiek nie było rzeczywistej przyczyny do pośpiechu, gdyż całych czterdzieści dni miał teraz czwarty partner do swego następnego rzutu kości, ale nadzieja wybawienia się z przykrej pozycyi przez przybycie do Nowego Orleanu innego partnera, wpłynęła na wyjazd Titburów z Great Salt Lake City już 5-go czerwca, czyli zaraz po otrzymaniu telegraficznej przesyłki pięciu tysięcy dolarów, zażądanych z National Bank w Chicago, z którym, jako kapitalista, zostawał lichwiarz w stosunkach pieniężnych.
Małżonkowie opuścili gród Mormonów nie żegnani przez nikogo i niestety nawet bez obiecanego im przez sędziego amuletu, który miał stanowić, jak sobie przypominamy, kawa-