Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/480

Ta strona została przepisana.
— 458 —

Stopniowo upajani niezwykłością położenia, nie zastanawiali się już nad niczem i niby w śnie cudownym, płynęli z falą przeznaczenia. Nie liczyli już nawet czasu; dnie mijały jedne za drugiemi i chociaż coraz słabsza była nadzieja, że zastąpi ich w hotelu który ze współpartnerów, gdyż kolejne rzuty kości Tornbrocka inne każdemu przeznaczały miejscowości, przestali już prawie myśleć o tem.
Tak więc bodaj już nieodmiennie, chciwi skąpcy będą wieść przez całych sześć tygodni owo życie przyjemne wprawdzie, lecz zgubne zarówno dla ich kieszeni jak zdrowia; gdy zaś wreszcie znów do gry przyjęci będą, gdzież pewność, że który z rywali nie dosięgnie już upragnionej sześćdziesiątej trzeciej przedziałki? A wtenczas pozostanie im jedynie, po zapłaceniu kolosalnego rachunku w hotelu Excelsior; cichy powrót do domu i w zamian za poniesione koszta, niewesołe wspomnienie udziału w wielkiej grze Hypperbona.