Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/482

Ta strona została przepisana.
— 460 —

wójnej opłaty, ale nadto wszystko owo niefortunne cofanie się w grze. A oni tak ufali w gwiazdę jego, takie stawili na niego sumy, kto wie czy nie postąpili lekkomyślnie!...
Ale czwarty partner nie stracił wcale dawnej pewności siebie.
— Mili przyjaciele, uspokójcie się, po co ta rozpacz! — perswadował. — Dalekie podróże nie straszą mię bynajmniej. Przebyć te cztery tysiące mil z Carlestonu do Nebraski, a z Nebraski do Olimpii w Washingtonie jest dla mnie rozrywką, na którą wystarczy mi bezwątpienia tych dni piętnaście to jest do 18-go b. m. wszędzie bowiem najniezawodniej znajdę do dyspozycyi kolej żelazną. Co zaś się tyczy kary pieniężnej, na teraz nie obchodzi mię ona wcale; kasa „Trybuny“ załatwi się z tem punktualnie, a jeśli zmuszony jestem cofnąć się o kilka przedziałek, czyż to już tak wielkie nieszczęście?
Bądźcie pewni, że w następnem ciągnieniu powetuję to sowicie!...
I jakże tu nie mieć zaufania do człowieka, który jest tak pewny swej sprawy, jakże nie stawiać na niego nowych kwot, jakże mu skąpić oklasków i wiwatów pożegnalnych przy odjeździe, którego nie odkładał Kymbale, wyruszając jeszcze tego samego wieczora.
Pierwszą część drogi, jaką miał przed sobą, przejechali dotychczas już kilka razy inni