Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/487

Ta strona została przepisana.
— 465 —

nia, uznając za odpowiedniejsze zabrać go z sobą.
Droga powrotna zarówno jak w tamtą stronę odbyła się bez ważniejszego wypadku, i dziennikarz wrócił na stacyę w Julesbourgu w samą porę, by zakupić bilet do pociągu na linii Union-Pacific. W chwili odjazdu zagrzmiały okrzyki pozostałych na peronie przyjaciół:
— Niech żyje Kymbale!... Niech żyje spadkobierca milionów Hypperbona! Sława Fioletowemu sztandarowi!...
Już z podróży Rèala do Cheyenne, Titburego do Great Salt Lake City i Urricana do Doliny Śmierci, znane nam są kraje i miasta, na które czwarty partner rzucał teraz przelotne spojrzenia, z szybko dążącego naprzód pociągu, ciągle w kierunku wschodnim aż do Sacramento, stolicy Kalifornii, gdzie stanął nocą 11-go czerwca, powitany przez korespondenta „Trybuny“, pana Will Waltera.
— Jakże mi przyjemnie — rzekł tenże — żeś zdołał, szanowny kolego, zwyciężyć trudy pierwszej połowy obecnej podróży i obyś tak szczęśliwie stanął u ostatecznego jej kresu, w Olimpii.
— Dobre życzenia zawsze z wdzięcznością przyjmuję odparł Kymbale, zamieniając serdeczny uścisk ręki.