Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/492

Ta strona została przepisana.
— 470 —

duktor — i dalsza komunikacya czasowo jest przerwana.
— A to fatalizm! Teraz już sprawa moja niepowrotnie stracona! — zawołał dziennikarz zrozpaczony — teraz już niema dla mnie ratunku!...
— Jest, jest ratunek!... — odezwały się głosy z peronu — wysiadaj pan tylko prędko, a przedewszystkiem: czy umiesz jechać na bicyklu?
— Doskonale... odbywałem już dalekie kursa.
— Zatem siadaj pan na moje miejsce, przyjaciele moi będą ci towarzyszyć. Jedźcie bez straty chwili, ja tu na was poczekam — rzekł jeden z trzech młodzieńców — którzy dowiedziawszy się o zaszłej przeszkodzie w dokończeniu podróży czwartego partnera, przybyli tu umyślnie ze swym kołowcem o trzech siedzeniach, by mogli go dowieść do celu.
— Oddajesz mi pan olbrzymią usługę, za którą nie wiem, kiedy i jak będę ci mógł się odwdzięczyć — rzekł Kymbale szczerze uradowany.
— Niczem więcej tylko, wygrywając partyę — odpowiedział młodzieniec — bo i ja wtenczas wygram mój zakład.
Tandem, na którym Kymbale zajął śpiesznie wskazane sobie środkowe miejsce, między obu nowymi swymi przyjaciółmi, pochodził