— Patrz, patrz, Helu, ten nieoceniony, zacny, szlachetny pan Weldon, wiesz ten sympatyczny staruszek, który był u nas w Chicago po twojej chorobie, przysyła ci czek do tutejszego banku na całe trzy tysiące dolarów, to znaczy na całą opłatę kary, i jeszcze cię prosi, żebyś to przyjąć raczyła, jako od osoby bardzo interesowanej w twej grze... Oh dobry staruszek, zaraz zgodziłabym się zostać jego żoną, gdyby jej jeszcze nie miał... no, i gdyby mię zechciał... — Tak trzepie jednym tchem wrażliwe dziewczę, które przeszło odrazu z czarnej rozpaczy w szaloną radość, i jak dziecko klaszcze w ręce, skacząc po pokoju.
— Ale ja doprawdy nie wiem czy mi przyjąć wypada — zauważyła Helena, oprzytomniawszy z nagłego zdziwienia.
— Jakto jeszcze się wahasz! Szkoda i minuty na namysły! Dalejże, śpieszmy odebrać pieniądze z banku i wysłać je zaraz Tornbrockowi. A gdy nieszczęsna opłata wniesioną zostanie, samo więzienie jest już tylko drobnostką. Wydostaniemy się z niego prędko.
Zaraz też następnego dnia to jest 11-go czerwca stanęły obie przyjaciółki w Saint-Louis, które Jowita znalazła zbyt pięknem, jak na więzienie, miastem.
Lecz choć po jego ulicach przechadzała się z przyjemnością, nie przestawała ani na chwilę myśleć o ciągnieniu następnego dnia.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/500
Ta strona została przepisana.
— 476 —