Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/521

Ta strona została przepisana.
— 495 —

założymy, szpitale, ochronki... a ja z Twej łaski ufunduję dom dla biednych panienek, aby im ułatwić warunki. Zamieszkam z niemi, będę ich pierwszą opiekunką... Tylko dla ciebie, mościa milionerko, dla ciebie tam miejsca nie będzie, z chwilą gdy obrączka ślubna ozdobi twą rączkę. Oha, już ja się dawno wszystkiego domyślałam, chociaż mi tego nie wyznałaś. A gdyby zresztą nie ten, to całe zastępy hrabiów, markizów, ba, książąt nawet, pocznie się wnet ubiegać o twe względy.
— Cicho już, cicho, Jowito, bo doprawdy mam obawę, czyś nie dostała gorączki z wielkiego uszczęśliwienia — rzekła wreszcie Helena z pogodnym uśmiechem. — Ot, lepiej siadaj tu obok mnie i naradźmy się spokojnie nad tem co teraz zrobimy.
— Co zrobimy?.. Rzecz prosta jedziemy zaraz do Indianopolis.
— Zgoda. Zatem dziś jeszcze wyjeżdżamy — odpowiedziała Helena, zadowolona, że się jej uda uciec przed owacyami, które podobno dla niej przygotowywano w mieście.
Tymczasem, gdy obie przyjaciółki zmierzały już na dworcu kolejowym do kasy, by opłacić bilety przejazdu, zbliżył się do nich jakiś pan nieznajomy i z wyszukaną grzecznością zapytał:
— Czy mam honor mówić z mis Heleną Nałęcz i z mis Jowitą Foley?