Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/529

Ta strona została przepisana.
— 503 —

czyła swe wołanie o pomoc Jowita, choć właściwie żadnego ratunku nie mogły się tu spodziewać. Lecz Opatrzność widocznie czuwała nad niemi, bo oto nadbiegają myśliwi polujący właśnie w pobliżu, a z ich ukazaniem pierzchają złoczyńcy, zostawiając nawet na miejscu rannych swych towarzyszy.
Drżąca, zalana łzami Helena biegnie przedewszystkiem do tego, który w jej obronie legł oto tam, kto wie, może zabity... Ach czegoby nie dała za upewnienie, że tak nie jest, że oczy te spojrzą jeszcze na nią, że usta przemówią...
Tymczasem jeden z myśliwych sprowadził ze stacyi policyę i doktora, który udzielił wszystkim rannym pierwszego opatrunku, a gdy opryszkami zajęła się sprawiedliwość, doktór upewnił kobiety, że rana artysty dość głęboka nie jest śmiertelną, a nawet przy odpowiedniem staraniu i opiece, może w krótkim stosunkowo czasie wrócić do zupełnego zdrowia.
Pod jego też opieką przewieziono Rèala do miasta, a Helena postanowiła nie odstępować obrońcy swego, czuwać nad nim dniem i nocą, chociażby miała dlatego ustąpić z gry przed tak blizkiem, a pełnem dla niej nadziei, jej ukończeniem. Czemże jednak dla dziewczęcia są teraz choćby krocie milionów, wobec groźnego stanu tego, którego umiłowało jej serce.
Jowita wszakże nie przestała myśleć za