na tem większą próbę, że zainteresowanie ogólne podtrzymywały wszystkie pisma miejscowe, poświęcając zaszłemu wydarzeniu obszerne artykuły. A gdy im w żaden sposób nie udało się zgłębić tajemnicy testamentu, usiłowały wynagrodzić to swym czytelnikom bliższem zapoznaniem ich z osobami, które mimowoli stały się bohaterami dnia.
W tym celu wiele redakcyi poleciło swym reporterom zebrać o każdym z „sześciu“ jaknajwięcej wiadomości, nietylko odnośnie do stanowiska, jakie każdy z nich zajmował, ale nawet, o ile by się dało, szczegóły z prywatnego ich życia.
A jeśli dodamy, że równocześnie też fotografowie miasta, idąc o lepsze z dziennikarzami, czynili energiczne zabiegi, by za pomocą swych aparatów pochwycić ich wizerunki i następnie w tysiącznych odbitkach, w przeróżnych formatach i pozach, rozrzucić po wszystkich Stanach Zjednoczonych, łatwo zdołamy wyobrazić sobie, jak nagle z różnych stron zaniepokojeni zostali owi szczęśliwi wybrańcy losu, i do jakiego stopnia mogło to niejednego z nich udręczyć.
Gdy więc reporterzy dziennika „Chicago Mail“ udali się na Randolph Str, Nr. 73, do pana H. Urrican, nie zostali tam bynajmniej mile powitani.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/54
Ta strona została przepisana.
— 46 —