nawet nie zazdrościli szczęścia, jakie mu się prawdopodobnie uśmiechnęło teraz.
Zobaczywszy przybyłych, nie czeka on na żadne z ich strony pytanie, lecz pierwszy z właściwą sobie swobodą woła:
— Tak jest, moi panowie, ja to, ja właśnie mam zaszczyt należenia do „sześciu“. Widzieliście mnie wczoraj na stanowisku przy wozie. Ale czy zauważyliście też mój układ poważny i z wysiłkiem ukrywaną radość, mimo, że jeszcze w życiu mojem nie towarzyszyłem tak wesołemu pogrzebowi. A wiecie też, co sobie myślałem wtenczas? Oto, gdyby wypadkiem, to ciało złożone tam wysoko w trumnie nie było martwe, gdyby nagle zbudził się ten nasz wesoły dziwak i wrócił do świata i ludzi — no, i do swoich milionów, jabym mu tego nie miał za złe, bo przecież każdy, przyznacie to sami, ma prawo zmartwychpowstać, pod warunkiem, że nie umarł.
Tak mówił Harris T. Kymbale, a trzeba było jeszcze słyszeć ton słów jego! Zachęceni tem reporterzy wdali się z nim w pogawędkę.
— A jak też pan sądzi, co będzie piętnastego? — zapytał jeden z nich.
— Będzie to — odpowiedział z uśmiechem kronikarz — że punktualnie o dwunastej rejent Tornbrock otworzy i odczyta testament.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/60
Ta strona została przepisana.
— 52 —