wtórne, a tak niewymownie dla niej przykre wystąpienie publiczne.
Tymczasem przyciszony zrazu gwar rozmów zebranych w sali tysięcy ludzi, wzmagał się z każdą chwilą niecierpliwego oczekiwania, dorównując ostatecznie ogłuszającemu szumowi wzburzonych bałwanów morskich; aż nareszcie z pierwszem dźwiękiem zegaru wieżowego, bijącego dwunastą, rejent Tornbrock zbliżył się do stołu, przygotowanego dlań w pośrodku sceny.
Na widok jego wyrwał się z piersi wszystkich okrzyk zadowolenia i ulgi, niby po przebytej jakiejś ciężkiej próbie, poczem nastąpiło głębokie milczenie, podobne do owej bezwzględnej prawie ciszy, jaka panuje w przyrodzie między blaskiem błyskawicy, a hukiem grzmotu.
Ale pan Tornbrock stał jeszcze nieruchomo, z powagą na twarzy, z rękoma złożonemi na piersiach, czekając aż ostatni dźwięk zegaru rozpłynie się w falach powietrza.
Na stole leżała duża koperta opatrzona pięciu czerwonemi pieczęciami. W kopercie tej znajdował się testament Williama I. Hypperbone wraz z innemi jeszcze papierami, sądząc po jej objętości. Kilka wierszy skreślonych na wierzchu ręką zmarłego, były ostatecznym dopiskiem, wskazującym dokładny
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/87
Ta strona została przepisana.
— 77 —