czy to o wilku, który chcąc schrupać konia podaje się za cyrulika, a rumak
»z całej siły tak go grzmotnie
aż z paszczy narobił bigosu«.
czy to o gołąbku odradzającym kochance daleką podróż:
»Nigdy nie będę wesoły,
nic mi się nie będzie śniło,
tylko klatki, tylko siatki,
tylko strzelce i sokoły...«
Już Krzysztof Niemirycz podkreślił ważność tego, by język bajki jak najbardziej zbliżał się do mowy potocznej. Ale dopiero Trembeckiemu udało się to przeprowadzić nie w teoryi, lecz w praktyce.
Coby to była za szkoda!
O mało nie zginęła jedna myszka młoda,
szczera, prosta, niewinna... Przypadek ją zbawił.
To, co ona swej matce, ja wam będę prawił.
»Rzuciwszy naszych kryjówek głębiny,
dopadłam jednej zielonej równiny,
dyrdając, jako szczurek, kiedy sadło śledzi,
patrzę, aliści dwoje zwierząt siedzi.
Jeden z nich trochę dalej z milczeniem przystojnem
łagodny i uniżony,
drugi zaś zdał mi się być burdą niespokojnym,
w żółtym bucie z ostrogą chodził napuszony.
Ogon zadarł do góry,
lśniącemi błyskotał pióry,