»Milczał byś lepiej, nędzny służalcze pasterza,
między nami a ludźmi nie będzie przymierza;
więc walczym, gniewem mężnie — albo wolno żyjem,
a ty codzień im służąc, codzień bierzesz kijem«.
»Co to za nudne kraje tych Polaków,
nic nie zobaczysz, jak szyszki na drzewie
i nie spotkasz innych ptaków,
jak tylko same cietrzewie!«.
Tak sobie na pińskim błocie,
siedząc w słonecznej spiekocie
ów włóczęga wszędzie znany,
rozmawiał bekas oblany.
Nikt nie uważał na tego próżniaka,
lecz kuropatwa
do gniewu łatwa,
tak go łajała, wyszedłszy z pod krzaka:
»Skądże to waści taki tonik wzniosły,
powiedzcie przecie, pod czyim to niebem,
takie wam piórka i dzioby porosły
i czyim to tak wypasłeś się chlebem?
Wtenczas, pamiętam, nic brały cię nudy,
Kiedyś przyleciał tu, jak czapla chudy.
Teraz cietrzewi widok nie powabny?
Przypatrz się klocu, jak sam jesteś zgrabny.
Gdybym ja kiedy tem państwem rządziła,
wszystkich bym takich ptaków wymroziła,