Od lat kilkunastu sypią się opowiadania myśliwskie, tworzone przez starych i młodych, przez literatów i miłośników kniei, przez ludzi utalentowanych i zawodowych — różnej wartości. Przeczytałem ich sporo, ciesząc się z bujnego rozkrzewienia rodzaju, do którego miałem zawsze skłonność, bo zabarwiłem nim tę i ową z moich powieści. Uradowało mnie najbardziej jedno: w tych opowiadaniach — przeważnie wspomnieniach osobistych — nie natrafiłem nigdy na wierutną lichotę. Oczywiście, jedni robili to mocniej, inni słabiej: wprawni pisarze dawali obrazy barwniejsze i wzruszenia swe przekazywali czytelnikowi skuteczniej, ale i zupełni fryce w sztuce pisarskiej, zato dobrzy myśliwi, wyrażali się nieraz jędrnie, fachowo, obowiązkowo, przejęci respektem dla swego powołania łowieckiego. Wszyscy, jakiejkolwiek daty lub miary talentu, mają wspólne zalety szczerości uczuć, wierności relacji i gorącego kultu przyrody, który uszlachetnia pisarza i dzieło jego.