krótko a groźnie, jak ryś z dzikim błyskiem złych ślepi opuścił swą zdobycz i lękliwie zniknął w zaroślach... Miś uwierzył wówczas we wszechmoc swej Matki, uwierzył, że pod jej tkliwą opieką nie stanie mu się nic złego, gdyż nie ostoi się jej nikt w puszczy.
Niedźwiedzie wychodziły na młode owsy i pożerały łakomie ich słodkie kiście, lub urządzały śmiałe wyprawy na barcie leśnych pszczół, złych i zjadliwych.
Matka odsłaniała przed nim bezmierną mądrość puszczy. Niezgłębione tajemnice leśnego ostępu, surowe prawa kniei, rządzące mieszkańcami boru od wieków zamierzchłych... Umiał rozróżnić zioła smaczne od trujących, po których na mózg pada szaleństwo, umiał wybierać z pod mchu tłuste poczwarki i wyszukiwać w zaroślach smakowite, słodkie korzenie... Rozróżniał trupy zwierzęce i woń wrogów niedźwiedziego rodu — ludzi, którymi straszyła go nieraz matka, tak jak nasze ludzkie matki straszą czasem rozkapryszone dzieci legendarnym kominiarzem...
Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.