„Zmieniłem zdanie“ — rzekł dygnitarz zgaszonym głosem: — „Jest nieco większy“.
Miś nasz, ulubieniec książęcego dworu, mógł bezkarnie zabić psa trzepnięciem olbrzymiej łapy, gdy go rozdrażniło natrętne ujadanie. Wolno mu było wszystko.
Urósł i zmężniał. Stał się wielkim szaro-brunatnym niedźwiedziem, pod brzuchem i na łapach futro jego przybrało tony czarne, jak węgiel.
Książę otaczał go najtkliwszą opieką. Najlepszy miód z książęcych pasiek, najsmaczniejsze kąski ze spiżarni — dla niego były przeznaczone.
A jednak w sercu niedźwiedziem w dobrobycie dworskiego życia poczęły się budzić jakieś nieznane, dziwne tęsknoty.
Coraz częściej wspominał dziewiczy bór, owiany wonią budzącej się wiosny i czarem pierwszego dzieciństwa...
Cztery lata przeszły już od tego czasu, cztery lata nauki ciężkiej i trudów w ludz-