Skoczył Radziwiłł z kordelasem, i nagle stała się rzecz przedziwna. Zwierz spostrzegł księcia u stóp altany. Poznał dawnego pana. Gniew jego przeminął. Pod opieką pańską chciał szukać zbawienia przed furją swoich okrutnych prześladowców... Ruszył przyjaźnie ku księciu wojewodzie, opędzając się od psów zaciekłych, niemal radosny...
Lecz w tejże chwili dziesięć oszczepów wbiło się w jego nieszczęsne ciało. Uczuł ból straszliwy, śmiertelny... Usłyszał książęcy krzyk — bolesny... Pan nieświeski poznał smorgońskiego akademika — za późno!
Runął, drgając, do pańskich stóp, oczy mu zaszły mgłą, rozszalałe psy pokryły go mrowiem skłębionych cielsk, krwawe szczęki szarpały go i rwały. — Skonał.
A gdy tak ciało jego leżało, sponiewierane, okrwawione, powalone u stóp króla, dusza niedźwiedzia wolna i dumna ulatywała ku ostępom dzikim, które jesień ubrała tysiącem barw najcudniejszych...
Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.
— 57 —