Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy myśliwiec ruszył o świcie na odstrzał ryczącego byka i ścieżką górską dążył po zdobycz, znów powiew poranny, niedostrzegalne niemal tchnienie, mówiło starej łani: strzeż się, wróg blisko.
Zwracała wówczas baczny wzrok ku gęstwinom, a gdy Nieulękniony rykiem głosił swą miłość — ona na jedną chwilę nie zapominała o tem, iż bezpieczeństwo chmary od niej zależy. Krótko, chrapliwie chrząkała, poczem całe stado, jak lawina lecących w przepaść kamieni, ruszało wdół, w czarną otchłań puszczy jodłowej.
I cisza nastawała zupełna. Tylko potok szumiał po dawnemu w przepaści, a z za mgły dolatywał podobny do skargi, jękliwy głos jelenia.
Nieulękniony zazdrośnie okrążał swe łanie. Na głos rywali nie raczył nawet odpowiadać. Zrzadka jedynie odezwał się grubem stęknięciem... Nie straszył, jak to czyniła młodzież. Świadomy był swojej mocy niepożytej i swojego bezspornego władztwa w karpackiej kniei.