Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

śmierć i życie. Pojął, że tu chodzi nie o groźby i strachy, ale o panowanie nad stadem.
Powoli, bardzo wolno, ruszył naprzeciw Przybysza. Tamten również bez pośpiechu począł się zbliżać. Gdy zaś dzieląca ich przestrzeń zmalała, uderzyły na siebie i zwarły się z łoskotem, jak dwa bloki skalne, jak dwie lawiny, jak dwie burze, aż grom poszedł echem po rozłogach i górach. I poczęły mocować się i zmagać, tłuc w siebie, walić, grzmocić, bić. Czasem wieńce rozdzielały się, a każdy byk usiłował wówczas zadać przeciwnikowi cios zboku. I znów następowało zderzenie rozgłośne, i nowe ciosy, nowe razy, nowe szamotania...
Zdawało się, iż to dwie nawałnice, walczące ze sobą. Groza tej sceny miała w sobie czar przedziwny, urok śmiertelny... Miłość bowiem i śmierć, dwie siły, którym niemasz równych, rozpostarły swoje władne skrzydła nad zapaśnikami.
Już śnieg zbroczyła i zarumieniła pierwsza krew. Jej ostra woń upiła byki, rzu-