Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

A wtem złote, boskie słońce, radosne i jasne, wyłoniło się z za mgieł i roztoczyło błogosławieństwo promieni nad całą ziemią cudną, jakgdyby z bajki... A ziemia łączyła w sobie powaby wszystkich pór roku — zimową biel śniegu i letni przepych kolorowych, modrych gencjan, i płonące złoto buków jesiennych, i wiosenną zieleń połonińskich, wiecznie zielonych traw...
Góry były tak piękne, iż zapomnieć można było o tem, że mają serca kamienne.

*

Opadły bezsilnie głowy sczepionych ze sobą na wieki zapaśników...
Zaś słodkookie, płowe, łagodne łanie, śliczne i wdzięczne, pasły się opodal w lubej beztrosce, uradowane, iż z pod tającego w słońcu śniegu pokazała się soczysta zieloność...