Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.
—  93  —

I musiała na to patrzeć zima, która chciała zachować puszczę białą, dziewiczą i czystą, a widziała ją krwawą od posoki i wydeptaną śladami łupieżców.
Śnieg, który co roku okrywał bór radosnym, skrzącym w słońcu całunem promiennej bieli, jak nikczemny, sprzedajny szpieg, donosił krwi chciwym kłusownikom o przesmykach tajemnych i o kryjówkach bezpiecznych ginącego zwierza. I ruszali tropem świeżym, tropem białym, a, wracając, pozostawiali za sobą zawsze trop czerwony...

*

Lęk padł na mordowane sarny i jelenie; nawet czarny zwierz uchodził w popłochu ukryć się w najtajniejszych głębiach matecznika. Tylko wilcze gromady radowały się obfitym żerem, którego im dostarczali ich ludzcy bracia, bardziej od nich nieludzcy.
Żubry ginęły dumnie i po królewsku.

*