szczę z czerwonem porożem, mściwy i niepokonany.
Gdy zaś nadeszła noc, zmierzch przesłonił świat i na niebie różanem zapaliła się pierwsza gwiazdka, jak złota łza odchodzącego wieczoru, na miejscu krwawego spotkania słychać było zdaleka jazgot i skowyty gryzących się o żer wilków. Tak to królewska puszcza karała sprawiedliwie pierwszych śmiałków, którzy podnieśli na nią swą dłoń świętokradzką.
A gdy zaczęły się gromadne rzezie grubego zwierza, gdy zbrojny chłop ruszył stadem na niszczenie żubrów i jeleni, z radością zabijając to, czego mu dotąd nie wolno było tknąć, gdy wszelkie żywe stworzenie drżało przed straszliwem szaleństwem żądnego krwi ludzkiego drapieżnika — wówczas Żubr-Samotnik dumnie i bezpiecznie chadzał po puszczy, siejąc lęk i grozę, osnuty krwawą legendą nietykalności.
Wyłamywał się bowiem z obław, miażdżył i szarpał rogami napastników, siał