Od tego czasu minęło dziesięć lat. Co roku kruki wiodły taniec miłości, żegnając zimę, wracały na dawne gniazdo, pomnażały skarby, wyprowadzały młode pokolenia i stawały się coraz mędrsze, ostrożniejsze, niebezpieczniejsze.
Jednemu porwały kurczę, drugiemu szczenię, trzeciemu zamęczyły i pożarły warchlaka. A zawsze zjawiały się niepostrzeżenie, zawsze umykały cichaczem, jak te złodzieje...
Zawzięli się gospodarze, aby raz skończyć ze szkodnikami. Nie mogli znaleźć gniazda.
Aż mały pastuszek Janek, który po lesie bydło i owce pasał, fujarki z wierzby kręcił i ptasie gniazda wybierał, jak nikt inny, szukając zbłąkanych owiec, trafił pod kruczą sosnę.
Nie mógł dostrzec gniazda, ukrytego zmyślnie śród bujnych gałęzi. Zdradziła je trawa, wypalona białym, żrącym pomiotem.
Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
III.