Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

oddech mógł złapać... I choć krwią potem pluł przez długie lata, nigdy nikomu słowem się nie zdradził, kto go napadł, kto go tak zdławił, kto mu nogę przetrącił. A gdy go o to niebacznie spytano, wściekał się ze złości, zalewała go nagła krew, twarz mu siniała i bladła naprzemiany. To też różni ludzie różnie o tem mówili...
Janek skończył opowieść. Przysięgał, że nazajutrz powlecze się do lasu i owce znajdzie... Twarz Macieja Kruka przybrała wówczas wyraz dzikiej zaciętości, który go czynił podobnym do rozjuszonego zwierzęcia.
Zdjął pas — kopnięciem nogi powalił pastucha na ziemię i począł bić. Rozległ się obłąkany, bolesny skowyt, który przeszedł w wycie, w ryk — aż załamał się i umilkł. A Maciej Kruk bił miarowo, z namaszczeniem, bezlitośnie, z tym tępym, zawziętym uporem, z jakim kosił łąkę lub młócił zboże...
Dawno już zalany krwią, chłopiec przestał wyć, przestał ruszać się. Bił jeszcze w krwawą miazgę, aż zmęczył się, zadyszał, przestał...

*