i znowu ten pierścień. W ciemnym parku pod dwór się podkrada trzech zbójów. A ten, który prowadzi, a ten, który morduje, a ten, który podpala, to Jankowy gospodarz, Maciej Kruk. On po pierścień sięga fatalny...
Krzyczy Janek, nieprzytomny z przestrachu!
Znowu słyszy wkoło krucze łopoty i krakania, i ostrzenia dziobów... Znowu izba pełna kruków... Coraz więcej ich i coraz mniejsze. Wirują, jak czarna kurzawa. Tylko oczy maleńkie złem światełkiem im płoną. Tylko oczy się jarzą w ciemności...
Maciej Kruk słyszy gorączkowe bredzenie chłopca. Mruknął zły przez zęby: „Twarda jucha, jeszcze zipie“.
„Jeszcze zipie“ — przywtórzyła mu żona.
Słyszą bredzenie chłopca o złocistym pierścieniu. Nastawili uszu. Słuchają.
„Krucze gniazdo odnalazł dziś rano“ — mówi Maciej do żony — „krucze gniazda nieraz kryją klejnoty“.
Ale żona: — „Bredzi — i tyle“.
Naradzili się „na wszelki wypadek“.
Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.