Stary kruk pochylił się ku twarzy, poczem jednem cięciem ostrego dzioba wyszarpnął oko i pożarł... Chwiejąc się i chwytając równowagę skrzydłami, przelazł na kudłatą głowę, wczepił się pazurami w zwichrzone włosy. I pochylił się łakomie ku drugiemu oku...
Trup się zasiniał czerwonemi oczyma: „Kruk Krukowi oka nie wykole“.
Czarnopióra, zachęcona przykładem, rwać i żreć poczęła sczerniały, wywieszony ozór. Dusząc się, połykała wyszarpnięte, sine kawały. A wisielec się wykrzywiał potwornie.
Tymczasem inne kruki zniżały powoli lot i krakały hymn śmierci, zwołując cały ród kruczy na żer. Ten i ów już docierał do trupa. Szarpnął brudne łachmany odzienia — odskoczył. Byle dobrać się prędzej do ciała...
I poczęła się plugawa uczta. Czarnopióry ostrym, jak nóż, dziobem ciął strzępy odzieży, dotarł do lewego boku, drążył dziurę, pruł jelita, aż cały skrył się w czerwonej, okropnej czeluści...
Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.
— 128 —