W ten czas się na nas zapalił gniew Boski,
Moskal Litewskie krainy woiuie,
A godzien przeklęstw niecny Radzieiowski,
Szwedów zwoluie.
I Brandeburczyk niepomny na maństwo,
Wkracza z Rakocym z niewiarą zuchwałą,
Rzekłbyś, że dawniéy tak przemożne państwo,
Już zginąć miało.
Lecz Jan Kazimierz wśród cieżkiéy przygody,
Okazał umysł odważny i stały,
Ani go klęski, rycerstwa niezgody,
Ugiąć zdołały.
Choć król, iak żołnierz i walczył i ścigał,
Przez trzy dni toczył boie pod Warszawą,
Uległ fortunie, lecz się zawsze wzdrygał,
Okryć niesławą.
Pod nim Czarniecki mąż nieustraszony,
Wszedzie iak piorun błyskał i uderzał,
Ni męztwu iego Ocean zburzony,
Kresu zamierzał.
Rewera Moskwę, a Jerzy[1] z Szreniawy,
Przeważnie walczył Szwedy i Kozaki,
Odzyskał Prussy, wiodąc pełen sławy,
Zwycięzkie znaki.
Z nieprzyiacielem zewsząd powstaiącym,
Nie raz gdy nąwał śniegu lasy chyli,
Wśród srogiéy zimy pod Niebem iskrzącym,
Nasi walczyli.
- ↑ Lubomirski.