Gdy twarz mu ciężkim postrzałem przeszyto,
Krwią zlany pyta, a miasto zdobyto?
Nie było wałki w tych krwawych zapasach,
Bez Czarnieckiego pomocy,
Okryty burką w słotach i niewczasach,
Trawił w boiu dni i nocy,
A żona słysząc iak często krew leie,
Czcząc bohatyra, o męża truchleię.
On ieden Szwedów naiazdy hamuie,
W zamku Krakowskim zawarty,
Tysiączne szturmy mężnie wytrzymuie,
Szwed nieraz z klęską odparty,
Sciśniony głodem gdy bramy otwiera,
Gustaw oglądać pragnie bohatyra.
Wkrótce z rycerstwem pod znaki zebranem,
Szybkiéy błyskawicy lotem,
Tu Szwedów schodzi i gromi nad Sanem,
Owdzie niespodzianym zwrotem,
Rzuca się z koniem wpław, rzekę przebywa,
Uderza, pole trupami okrywa.
Nie liczby Szwedów ale gdzie są? pytał,
Z hufcem rycerzów dobranych,
W Rudniku ledwie Gustawa nie zchwytał,
Znowu mszcząc się krzywd zadanych,
Wpada w Pomorze naiezdników płoszy,
I kray ten ogniem i mieczęm pustoszy.